Justin’s
POV:
- Jesteś pewny? - Scooter opiekuńczo
położył dłoń na moim ramieniu.
- Już o tym rozmawialiśmy, nie jestem, ale oboje wiemy że to najlepsze
rozwiązanie w tym momencie – odpowiedziałem, lekko zirytowanym głosem, nie
chcąc wałkować tego tematu po raz kolejny.
Mam 19 lat, odkąd rozpocząłem
swoją karierę muzyczną, wszystko co działo się w moim życiu było sprawą
publiczną. Wszystkie wzloty i upadki, wszystkie ciężkie chwile. Cała moja
prywatność, rozpłynęła się wraz z podpisaniem kontraktu z wytwórnią. Nie
rozumiałem tego mając 15-lat, moje myślenie od tamtej pory zmieniło się
diametralnie. Wtedy moim głównym celem było zaimponowanie kolegą ze szkoły,
udowadniając jak bardzo mylili się co do mnie. A teraz? Moją aspiracją, było
dostarczenie moim fanom wiary w to co robią, byłem okazem szczęścia, uśmiech
nie znikał mi z twarzy…Ale to po jakimś czasie było tylko grą. Wieczne udawanie
szczęśliwego, nawet kiedy nie masz na to ochoty może być przytłaczające dla
nastolatka, który wciąż był zagubiony w tym co robi. Nigdy nie zrezygnowałabym z muzyki i fanów,
są oni szczególnie ważni w moim życiu, ale mam wrażenie że zaczyna mnie to
przerastać. Chce odpocząć, wrócić do Stratford
i chodź przez chwilę poczuć się normalnym chłopakiem, bo wiem że tylko to
miejsce może mi to zapewnić.
***
- A więc chcesz zrobić sobie przerwę? – zapytała, szczupła dziennikarka o
obfitym biuście. Mówcie co chcecie, ale wam też ciężko by było, oderwać wzrok
od tak wyeksponowanego miejsca.
- Emm, jeah – odkaszlnąłem, zrywając się z transu – Tylko na rok.
- Co jest tego przyczyną? Od czego chcesz odpocząć? Od sławy, mediów, czy zbyt
nachalnych fanek?
- Moi fani nigdy nie byli przyczyną mojej przerwy. A jeśli chodzi o sławę,
myślę że od niej nie można odpocząć. A media? Media zawsze znajdą coś z czego
można zrobić „gorącego newsa” – zrobiłem przerwę na śmiech – Takie życie.
- Więc Biebs, widzimy się za rok? – zakończyła moją wypowiedź z uśmiechem.
- Tak, dokładnie, wrócę z podwojoną siłą – posłałem krótki uśmiech do kamery,
czekając aż reżyser zakończy wywiad.
To będzie ciężki rok.
***
Kiedy wylądowałem w Toronto, poczułem przypływ otaczającego mnie spokoju.
Na lotnisku, nie było żadnych paparazzi co naprawdę było szokiem, tylko paru gapiów szeptało coś do siebie. Tak, to czasami było bardzo frustrujące, jednak byłem do tego już całkowicie przyzwyczajony.
Postanowiłem
żyć teraz jak najnormalniejszy człowiek na świecie. Bez managera,
ochrony, stylistów. Poprawiłem swój fioletowy fullcap i ruszyłem
ogromnym korytarzem w stronę bramek ciągnąc za sobą walizkę. Kółka
szurały po nierównej podłodze, a hałas, który po sobie wydawały wkurwiał
mnie do reszty. Wziąłem kilka głębokich wdechów, kiedy znalazłem się
już przy bramkach ukazałem ochroniarzowi dowód. Spojrzał na niego,
uśmiechnął się i podał mi go.
- Mogę prosić o autograf? Córka jest wielką fanką. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
-
Um, jasne. Ma pan coś do podpisania? - uniosłem kłopotliwie brwi
wyciągając z tylnej kieszeni spodni poręczny długopis, na specjalne
wypadki - takie jak ten. Podał mi kartkę nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Dla May.
- Jasne. - odparłem biorąc od niego kartkę i składając autograf z dedykacją. - Proszę.
Posłał
mi uśmiech w podziękowaniu i otworzył bramkę. Odwzajemniłem go i
przysłoniłem swoją twarz czapką, by nikt mnie na lotnisku nie rozpoznał.
Na szczęście udało mi się wyjść stamtąd niezauważonym. Kiedy minąłem
tłumy uniosłem daszek czapki i zacząłem poszukiwać mojej mamy z
dziadkami. Od razu zauważyłem szeroki uśmiech babci i dziadka. Pobiegłem
do nich ciągnąc walizkę, której stukot o ziemię już mi nie
przeszkadzał.
- Kogo ja tu widzę! - usłyszałem wesoły głos dziadka i od razu poczułem ramiona mojej babci na mnie.
- Witaj w domu, wnuczku. - pocałowała mój policzek. Uśmiechnąłem się, a na przywitanie z dziadkiem odprawialiśmy swój "rytuał".
-
Och, Justin. - usłyszałem westchnięcie mamy. - Mówiłam Ci, żebyś
chociaż do domu wrócił ze spodniami na tyłku, a nie pod tyłkiem. -
złapała za ich szlufki i pociągnęła je w górę.
- Auć mamo, nie przy ludziach, dobrze? - pokręciłem głową łapiąc się za biodra.
- Może, jeśli napiszą o tym w gazecie, to nauczysz się nosić normalnie spodnie. - pokręciła głową.
***
- Na reszcie w domu! - krzyknąłem wyciągając ręce do góry ziewając. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem na półce poustawiane sztuczne zwierzęta. - Dziadku, poważnie? Nadal je zbierasz? - zaśmiałem się wchodząc głębiej do mieszkania.
Tak naprawdę nic szczególnego się w nim nie zmieniło. Salon, kuchnia i jadalnia nie zmieniły swojego wyglądu odkąd ostatni raz tutaj byłem. Schody na górę prowadziły do małego biura dziadka, do którego zawsze miałem zakaz wejścia. Wszedłem po nich, by zwiedzić resztę mieszkania. Łazienka była pokryta nowszymi, ładniejszymi kaflami. Pokój mamy pozmieniał tylko trochę mebli. Mój pokój pozostał nienaruszony. Te same plakaty, te same łóżko. Mimowolnie na wspomnienia - szczerze się uśmiechnąłem.
Zmęczony podróżą położyłem się na łóżku ignorując fakt, że moje stopy wychodziły poza jego granicę. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
- Na reszcie w domu! - krzyknąłem wyciągając ręce do góry ziewając. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem na półce poustawiane sztuczne zwierzęta. - Dziadku, poważnie? Nadal je zbierasz? - zaśmiałem się wchodząc głębiej do mieszkania.
Tak naprawdę nic szczególnego się w nim nie zmieniło. Salon, kuchnia i jadalnia nie zmieniły swojego wyglądu odkąd ostatni raz tutaj byłem. Schody na górę prowadziły do małego biura dziadka, do którego zawsze miałem zakaz wejścia. Wszedłem po nich, by zwiedzić resztę mieszkania. Łazienka była pokryta nowszymi, ładniejszymi kaflami. Pokój mamy pozmieniał tylko trochę mebli. Mój pokój pozostał nienaruszony. Te same plakaty, te same łóżko. Mimowolnie na wspomnienia - szczerze się uśmiechnąłem.
Zmęczony podróżą położyłem się na łóżku ignorując fakt, że moje stopy wychodziły poza jego granicę. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
Alyssa’s POV:
Stałam przy swojej szafce,
wyciągając potrzebne książki na dzisiejsze zajęcia. Trzymając jedno kolano w
górze, na którym leżała moja torba , starałam się niedbale poukładać je w
oddzielnych przegródkach. Zamknęłam szafkę, kiedy przy moim boku pojawiła May,
moja przyjaciółka, czyli jedna z dwóch osób która tolerowała moją naturę odludka. Nie
byłam towarzyską osobą, raczej bardzo tajemniczą, myślę że to ma związek z cóż,
nieważne.
Patrząc na jej uśmiechniętą twarz i
nogi prawie odrywające się od ziemi, które za wszelką cenę chcą pokonać
grawitacje, wiedziałam że coś jest na rzeczy. Cóż, myślę że ona popada w taką
ekscytacje kiedy w grę wchodzi chłopak, lub sezonowe wyprzedaże, ewentualnie 4
z algebry, co jest rzadkością, więc można wykluczyć ostatnią opcje.
- Co się stało?
- Justin… - odpowiedziała zbyt piskliwym głosem, co niestety dotarło do moich
uszu
Tak, do czwartej ekscytacji możemy doliczyć Justina Biebera, chociaż myślę że
jej „bieberfobia” powinna być zaliczana
do przypadłości chorób psychicznych. Cóż, nieważne.
- On… - zrobiła przerwę na koleiny pisk, co spowodowało odwrócenie się głów,
kilku uczniów stojących na korytarzu, w naszą stronę.
- Uspokój się i kontynuuj – potarłam dłońmi skronie – Dostanę od ciebie
migreny, przysięgam.
- On wraca do Stratford! – oderwała nogi od podłoża i podskoczyła klaskając w
dłonie.
Moje usta uformowały się w literę
„O”. Nie spodziewałam się tego, to znaczy wiem że jest z Stratford, ale nigdy
go tutaj nie widziałam, albo nie pamiętam żeby tak było, jeszcze przed jego
„wielkim sukcesem”. On jest gwiazdą, zarabia miliony, ma miliony, co chce tutaj
robić? To małe miasteczko, ludzie pragną
się stąd wyrwać, a on kiedy jest na szczycie swojej kariery, chce tutaj tak po
prostu wrócić?
- Po co? – zapytałam przyjaciółki.
- Z tego co się dowiedziałam, chce odpocząć od mediów i wrócić do rodzinnego
miasta, gdzie ma dziadków. Nie wiem na jak długo, jego przerwa trwa rok, więc
może tyle tutaj zostanie. Mam nadzieje.
- A ty… pewnie zrobisz wszystko żeby się z nim spotkać? Właśnie tak? –
zaśmiałam się zakładając na ramię, moją torbę.
- Dokładnie – uśmiechnęła się szeroko – A ty mi w tym pomożesz.
- Zaraz, zaraz, co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.
- Jako jedyna z całej szkoły masz dobre kontakty z Ryanem, a każdy wie, że był kiedyś jego przyjacielem. - zaśmiała się. - Po prostu poprosisz Ryana o spotkanie z Justinem, na które ja się wybiorę razem z Wami. - posłała mi zadziorny uśmieszek.
- Nie May, to nie będzie dobry pomysł. - pokręciłam głową ruszając przed siebie.
- Daj spokój Alyssa. Nie chcesz pomóc przyjaciółce? - zmierzyła mnie wzrokiem. - W ogóle jesteś jakaś dziwna, odkąd zaproponowałam Ci te całe wyścigi. Przecież lubisz oglądać ścigających się ludzi, znasz się na tym! - walnęła mnie w ramię.
Właśnie wyścigi, gdyby wiedziała, co stało się dosłownie kilka lat temu, na pewno nie proponowałaby mi na nich pójścia. Ale przecież ona nie wie, nikt nie wie co tak naprawdę się stało. Nawet mama. To jest tajemnica. Tajemnica moja, zmarłego ojca i jego "kolegi", który spowodował to całe nieszczęście.
- Jako jedyna z całej szkoły masz dobre kontakty z Ryanem, a każdy wie, że był kiedyś jego przyjacielem. - zaśmiała się. - Po prostu poprosisz Ryana o spotkanie z Justinem, na które ja się wybiorę razem z Wami. - posłała mi zadziorny uśmieszek.
- Nie May, to nie będzie dobry pomysł. - pokręciłam głową ruszając przed siebie.
- Daj spokój Alyssa. Nie chcesz pomóc przyjaciółce? - zmierzyła mnie wzrokiem. - W ogóle jesteś jakaś dziwna, odkąd zaproponowałam Ci te całe wyścigi. Przecież lubisz oglądać ścigających się ludzi, znasz się na tym! - walnęła mnie w ramię.
Właśnie wyścigi, gdyby wiedziała, co stało się dosłownie kilka lat temu, na pewno nie proponowałaby mi na nich pójścia. Ale przecież ona nie wie, nikt nie wie co tak naprawdę się stało. Nawet mama. To jest tajemnica. Tajemnica moja, zmarłego ojca i jego "kolegi", który spowodował to całe nieszczęście.
***
Dzisiaj po szkole nie miałam planów. Chciałam odwiedzić Ryana na garażach, jednak zanim się tam wybrałam, pojechałam na grób ojca.
- Hej tato. - uśmiechnęłam się pod nosem wkładając świeże kwiaty do wazonu. Usiadłam na małej, drewnianej ławeczce pokrytej odlatującą już zieloną farbą. - Przyszłam z Tobą porozmawiać. - zaśmiałam się.
To dziwne, mówię do osoby umarłej, którą mogły już dawno tam pod ziemią zeżreć robaki. Jednak tak naprawdę, wierzyłam w duchu, że On patrzy na mnie z góry i zawsze w pewnym sensie, próbuje dać mi jakiś znak, że ciągle przy mnie jest.
- Wiesz tato, jestem pewna... - wzięłam głęboki wdech. - Że na letnich wyścigach skopię Hudsonowi tyłek. - zakpiłam. - I spłacę te wszystkie cholerne długi, aby pokazać mamie, że potrafię. Że nie jestem nieudacznicą i że nie myślę tylko o sobie. - przełknęłam głośną ślinę. - I wiesz co Ci jeszcze powiem? Jestem pewna, że jesteś ze mnie cholernie dumny. Tak, teraz. W tej chwili. - potarłam ręką policzki, po których spływały mi kropelki łez. - Byłeś, jesteś i będziesz jedyną osobą, która pomimo tego, że jesteś tam u góry, nadal we mnie wierzy. Wiem, że we dwójkę damy radę i wyjdziemy z tego cholernego gówna kurewsko zwycięsko. - uśmiechnęłam się. To normalne, że przeklinam na cmentarzu? Nieważne. Cicho westchnęłam i spojrzałam na stare kwiaty, które trzymałam w rękach, a potem na pomnik. - Zobaczysz, Hudsonowi opadnie szczęka, kiedy z nim wygram, pobiję Twój rekord i zdobędę te pieprzone pieniądze. Już niedługo, tato. Potrzebuję tylko małej pomocy.
Dzisiaj po szkole nie miałam planów. Chciałam odwiedzić Ryana na garażach, jednak zanim się tam wybrałam, pojechałam na grób ojca.
- Hej tato. - uśmiechnęłam się pod nosem wkładając świeże kwiaty do wazonu. Usiadłam na małej, drewnianej ławeczce pokrytej odlatującą już zieloną farbą. - Przyszłam z Tobą porozmawiać. - zaśmiałam się.
To dziwne, mówię do osoby umarłej, którą mogły już dawno tam pod ziemią zeżreć robaki. Jednak tak naprawdę, wierzyłam w duchu, że On patrzy na mnie z góry i zawsze w pewnym sensie, próbuje dać mi jakiś znak, że ciągle przy mnie jest.
- Wiesz tato, jestem pewna... - wzięłam głęboki wdech. - Że na letnich wyścigach skopię Hudsonowi tyłek. - zakpiłam. - I spłacę te wszystkie cholerne długi, aby pokazać mamie, że potrafię. Że nie jestem nieudacznicą i że nie myślę tylko o sobie. - przełknęłam głośną ślinę. - I wiesz co Ci jeszcze powiem? Jestem pewna, że jesteś ze mnie cholernie dumny. Tak, teraz. W tej chwili. - potarłam ręką policzki, po których spływały mi kropelki łez. - Byłeś, jesteś i będziesz jedyną osobą, która pomimo tego, że jesteś tam u góry, nadal we mnie wierzy. Wiem, że we dwójkę damy radę i wyjdziemy z tego cholernego gówna kurewsko zwycięsko. - uśmiechnęłam się. To normalne, że przeklinam na cmentarzu? Nieważne. Cicho westchnęłam i spojrzałam na stare kwiaty, które trzymałam w rękach, a potem na pomnik. - Zobaczysz, Hudsonowi opadnie szczęka, kiedy z nim wygram, pobiję Twój rekord i zdobędę te pieprzone pieniądze. Już niedługo, tato. Potrzebuję tylko małej pomocy.
Od Autorki: Cześć, tutaj druga autorka opowiadania, Ola. Ten rozdział był ciężki do napisania, jeśli chodzi o mnie, powstał on dzięki połączeniu naszych sił. Większość oczywiście, dzięki wspaniałej (słodzę ci) Oldze.
Zapraszam was do komentowania co jest dla nas naprawdę ogromną motywacją.
To na prawdę świetne. Wow.
OdpowiedzUsuńTe opisy i ogólnie podoba mi się że Justin jest sławny ale nie jest jakieś nudne.
Ciekawy pomysł. Czekam na następny. @polish_girl14
świetny rozdział, już nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńsuper ! + usuńcie weryfikację obrazkową, jak się dodaje komentarze, bo to bardzo wkurza :)
OdpowiedzUsuńświetny,czekam na nastepny!:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawe:)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie zainteresowana tym, jak przedstawicie postać Justina. Natknęłam się na pare zdań, które miały niepoprawną formę gramatyczną, ale to każdy powinien zrozumieć. Kiedy pisze się rozdział, jest się zmęczonym, a literki mienią się w oczach, trudno się nie pomylić:)
W każdym razie mi się bardzo podoba i czekam na następny.
Powodzenia w pisaniu :)